Pojechaliśmy obalać i potwierdzać wszelkie zasłyszane i wyczytane mity i stereotypy dotyczące Norwegów, Norwegii i Norweskich Polaków.
21 dni w tym 3 deszczowe. 1600 kilometrów z Oslo do Trondheim.
Przelot Warszawa – Oslo (właściwie Sandefjord, prawie 150 km od stolicy Norwegii). O 8:00 rano zerujemy liczniki i ruszamy, by wieczorem dotrzeć do Oslo. Samo miasto wieczorem jest zatłoczone. Spacerujemy przez port; ciekawa architektura, muzea, uśmiechnięci ludzie jedyne co nam nie pasuje- nikt nie zabezpiecza roweru przed kradzieżą!? Odwiedzamy obowiązkowo olimpijską skocznię narciarską na wzgórzu Holmenkollen, by kolejną noc spędzić pod skocznią w Vickersund – największą mamucią skocznią świata. Spotyka nas deszcz, jednak przez 20 kilometrów nie ma gdzie się schować, żaden z 5 milionów Norwegów w tym czasie nie przemieszcza się też tą samą drogą co my. Jednak nasz los nie jest obojętny Gunn spotkanej przez nas w Fla przedszkolance. Wychodzi z inicjatywą abyśmy spędzili tę noc w stojącym na jej działce od 1670 roku, drewnianym spichlerzu przerobionym na domek dla gości.(Mit nr. 1 zimny, obojętny Norweg obalony).
Kolejnego dnia po 127 km. szukamy noclegu, zatrzymujemy się w naszej ulubionej sieci sklepów Kiwi (taka norweska Biedronka ) na małe zakupy. Lody, słodkie napoje i niektóre owoce są droższe niż u nas, ale za chleb, ser coś do podgrzania na obiad zapłacimy tyle co w Polsce. (Mit. nr 2. w Norwegii jest bardzo drogo. Potwierdzamy tylko dla wybranych produktów. Być może to element ich polityki zdrowotnej: drogi alkohol, słodycze i papierosy ?:) ) Poza tym w każdym sklepie stoi maszyna która rozpoznaje wrzucane puszki i butelki po napojach i drukuje paragon o którego wartość pomniejszamy kwotę do zapłaty po zakupach. Zaobserwowaliśmy wiele prostych tanich rozwiązań których powinniśmy się uczyć!
Docieramy do Rallarvegen, drogi która przy okazji budowania trasy kolejowej Oslo-Bergen była niezbędna robotnikom do przewozu materiałów. Obecnie to piękna droga na górzystym płaskowyżu, według folderów pełna uśmiechniętych rowerzystów i piechurów, w rzeczywistości jest 5 stopi(najzimniejszy dzień wyprawy), jest jak na księżycu, naszą alienację negują tylko spotykany śnieg, stada owiec i schronisko w połowie drogi. Zjeżdżając z 1343 m.n.p.m zaczyna się przejaśniać. Na koniec pokonujemy 17 piekielnie stromych serpentyn i pierwszy raz korzystamy z przywileju jakim jest możliwość rozbicia namiotu w dowolnym miejscu. Kolejny dzień pedałowania, Fiordy wywierają ogromne wrażenie, nawet gdy w perspektywie mamy kolejną „wspinaczkę”. Nie jesteśmy w stanie również ocenić dlaczego Naeroyfjord i Geirangerfjord to według przewodników najpiękniejsze fiordy – naszym zdaniem, każdy ma swój charakter i piękne otoczenie. Miło wspominamy moment w którym otworzyliśmy namiot rano nad Lusterfjord, którego powierzchnia jest taflą w której nieziemsko odbijają się otaczające fiord zalesione stoki gór. Ciężko opuścić taki widok, ale ciekawość przed zwiedzaniem najstarszego kościoła typu staw wystarczająco nas mobilizuje. W Urnes Stavkirke którego najstarsze elementy pochodzą z XI w. przeplatają się motywy runiczne z biblijnymi i roślinnymi. W środku mimo wizerunku Chrystusa, czuje się ducha pogańskich wikingów.
10 dnia wyprawy przekraczamy 800 km świętujemy to pokonując najwyższą drogę publiczną w Norwegii(1434 m.n.p.m.) która znajduje się w Parku Jotunheimen. Mając widok na znaną wszystkim Drogę Troli, na której autokary pełne turystów ledwo wyrabiają się na zakrętach, a dźwięk migawek zakłóca delektowanie się tą naturą, na samą myśl o zjeździe nogi rwą się do dalszej drogi. Nasze spalone (Mit. nr 3 W Norwegii nie będzie słońca, nie opalicie się – obalony.) buzie wyglądają na zdjęciach coraz lepiej Jesteśmy coraz bliżej Trondheim jednak mamy jeszcze kilka dni do wylotu, wydłużamy sobie trasę o drogę Atlantycką.
Piękny widok, charakterystyczny zapach i powiew wiatru, ciepłe kolory zachodzącego słońca nad Oceanem, to rzeczy dla których jest sens wybierać się na takie wakacje. Mieliśmy również czas na objechanie wyspy Smola! Ewenement na Norweskie warunki, otóż cała wysepka jest płaska! Okrążając ją spotykamy jedynie 2 samochody i ekspedientkę w sklepie. Czasem odnosiliśmy wrażenie, że e tym kraju nikt nie mieszka, całe wsie, miasteczka bez żywej duszy, pootwierane domy, stodoły któych nikt nie pilnuje. Z drugiej strony, spotykamy wielu biegaczy, rolkarzy, narto-rolkarzy, widać, że Norweg rodzi się z miłością do sportu. Udało się dojechać i mamy aż 3 dni na zwiedzenie Trondheim, pierwszej stolicy Norwegii, skrywającej tajemnice i insygnia rodziny królewskiej.
Zdecydowanie warto, Norwegia przerosła nasze oczekiwania, rozpieściła nas! Natura jej dostępność, brak zakazów, nakazów, swoboda jakiej cyklista tam doświadcza-wyzwala. Codziennie znajdowaliśmy mały raj, miejsce w którym można poczuć się jak na bezludnej wyspie!
Orientacyjna mapka: